poniedziałek, 20 maja 2013

halo, halo


Przeczytałam ostatnio:

Małe lisy - bardzo dobre i bardzo chciałabym coś o tym napisać, ale to dopiero kiedy przeczytam tę książkę po raz drugi albo i trzeci;
Pył z landrynek - właśnie kończę, jest dziwny i specyficzny, wydana niby jako reportaż ale jest to reportaż odrealniony i jakby wyjęty z rzeczywistości;
Kolonie Knellera -  nie mogę się pozbyć z głowy tego pyłu i kurzu i pomysłu na zaświaty, które są jak ten świat, tylko trochę gorsze. Niby proste, a jakie zmyślne.

Na domiar złego dziś przyszły Noce bez nocy Leirisa a Pessoa w postaci numerów pięćsetnego i pięćset pierwszego LnŚ leży na widoku. Jakbym schowała to by nie kusił.

Jestem jako ta panna na wydaniu i ciągle tylko zapowiedzi daję.
Może się wreszcie wydam za ten mąż kulturalny i coś spłodzę, notkę jakąś albo coś.

wtorek, 12 lutego 2013

niepamięć

Księgarnie są okropnie frustrującymi miejscami. Nauczyłam się już nie wchodzić przed wypłatą. Wczoraj kupiłam w taniej książce przewodnik po Hiszpanii, Bolaño, biografię Jesenskiej i eseje Michała P. Markowskiego, ale potem weszliśmy jeszcze do Libera. Naukowego.

I odkryłam, co bym chciała (przeczytać):

czwartek, 7 lutego 2013

Banały i oczywistości


Spotkałam się gdzieś w internecie - zabijcie, ale nie pamiętam, gdzie - ze zdaniem, że książka Poczucie kresu Juliana Barnesa mogłaby być genialna gdyby nie to, że czegoś jej brakuje. Ktoś, kto to napisał nie doprecyzował, czego mu brakuje i kiedy ta książka genialną miałaby się stać. Przywilej krytyka.

Pomyślałam, że sprawdzę (Weltbild, 9,90, tanio, jak na prawie arcydzieło).


wtorek, 29 stycznia 2013

styczeń w pigułce

...do połknięcia w lutym. 

  1. Obejrzałam O banalności miłości. Mam o tym notkę. Jest zapisana w kalendarzu w punktach.
  2. Obejrzałam Hobbita. Niespodziewaną podróż. Mam o tym notkę w pliku na pulpicie. Ta notka jest już dość spójnym tekstem, może więc pojawić się jeszcze zanim napiszę o Arendt/Grochowskiej, nieco po macoszemu traktując Heideggera/Adamczyka, piejąc zaś z zachwytu nad Hycnarem.
  3. Czytam El entenado J.J. Saera, który jest geniuszem. Będę pisać z tego esej - więc może i na bloga coś skapnie (o jak bym chciała).
  4. W szafie ciągle leży El viajero del siglo, pożyczony od fabulitas. Mam plan go przeczytać i zrecenzować - do końca ferii. 
  5. Czytacie może książki, mając otwarte Google Maps?
  6. Przyszedł Szekspir z w.a.b. - w tłumaczeniu Kamińskiego, ze wstępem i komentarzem prof. Anny Cetery. O tym, dlaczego właśnie tak powinno się wydawać książki będzie notka, gdy przeczytam na ten przykład Burzę.

wtorek, 1 stycznia 2013

Mad Men


Mam w domu delikwenta, który ciągle nie dał się wciągnąć w Doctorowy świat. Miał pecha, trafiając kiedyś przypadkiem na Rose, odcinek z morderczymi manekinami i gościem w skórzanej kurtce. Uznał, że szkoda czasu na więcej. Wprawdzie, jak się teraz naprędce zastanawiam, to nie takie trudne trafić na coś morderczego w DW - wszak cały koncept polega na uciekaniu przed krwiożerczymi choinkami, bałwankami czy Statuami Wolności - problem tkwi w jakości potwora, chociaż nie tylko o niego przecież chodzi.

Delikwent nie daje się wciągnąć, twierdzi, że to głupie i robi wielkie oczy, gdy mu mówię, że kręcą to dla dzieci. Wprawdzie przekonałam go do obejrzenia The Snowmen argumentem z urody Jenny-Louis Coleman, ale nie sądzę, że to początek naszej wspólnej przygody z DW. Myślę, że trzeba być trochę stukniętym, żeby wkręcać się w Doktora i jego uniwersum, a odcinek świąteczny tylko to potwierdza.

[!]uwaga na spojlery[!]