czwartek, 9 stycznia 2014

nie ma takiego kryminału

Kiedy idziemy do Dedalusa (tania książka, wielkie zakupy), oprócz tych ton rzeczy, które bardzo chciałabym przeczytać, ale na razie jestem za głupia, wynoszę też coś, co w założeniu ma mi uprzyjemnić życie. Zazwyczaj jest to Mankell, ale znam już wszystkie Mankelle, jakie wyszły w Polsce.

Ma to dwie konsekwencje: (1) nie ma już Mankelli do czytania, oraz (2) mam wysokie wymagania wobec kryminałów. Przeczytałam Krajewskiego z przyjemnością, bez fascynacji, po Mankellu żaden skandynawski autor nie jest wystarczająco... skandynawski, Marinina - zbyt powtarzalna, znam już Miłoszewskiego, Konatkowski, pomyślałam.
Dajmy szansę komisarzowi Nowakowi.

Chybiony. Ani trafiony, ani zatopiony, chybiony.
Intryga jest nieco przekombinowana, motyw nieprzekonujący, napięcie natomiast tak wysokie, że od strony 250 marzyłam już o tym, żeby wreszcie to skończyć i zająć się czytaniem porządnych rzeczy. 

Wcześniej miałam nadzieję - mimo męczących opisów londyńskich zabytków, które to (opisy, nie zabytki) chcą być trochę poetyckie, a trochę ironiczne; mimo irytującej pretensji komisarza do bycia intelektualistą, który dostaje szału, kiedy interlokutor insynuuje, że rzeczony może nie znać słowa, uwaga, uwaga, oksymoron; mimo powtarzanego na każdej stronie słowa miasto, które, o ile dobrze zrozumiałam, ma być przyczyną i celem wszystkiego, bytem ponad-czasowym, ale podlegającym ewolucji, inaczej nie byłoby z czego wyprowadzić wyższości Londynu nad Warszawą.

Może powinnam była zwątpić przy pierwszej wzmiance o tym, że Kasia, pracująca w korporacji partnerka komisarza, w wyniku niemożności zajścia w ciążę zaczyna popijać drinki, a na drzwiach lodówki zostawia kartki z tekstem "Wrócę późno. Albo wcale". Może powinna mnie zatrzymać kolizja drogowa, której jedyną konsekwencją dla akcji jest pojawienie się taksówkowego quizu. Reakcja Nowaka na zimę w Londynie. Lub rozmyślania nad tym, czego Klasykami są patroni ulicy na Białołęce. A jak nie to, to zdanie, o tym, że dopóki potrafimy ze sobą żartować, nie wszystko jeszcze w tym związku stracone. 

Drobiazgi, drobiazgi. Wszystko popsute.

Odnoszę wrażenie, ze autor poświęcił 9 miesięcy życia (w Londynie i okolicach oraz Warszawie i okolicach) nie po to, aby podarować czytelnikom i czytelniczkom kawał porządnego kryminału, tylko żeby pofilozofować. Co jest o tyle dobre, że wzmogło tylko potrzebę poczytania porządnych książek. 

Z poczucia obowiązku więc dokończyłam. Nie wykupię z Dedalusa wszystkich książek o komisarzu Nowaku. Mam też poczucie, że w tym roku już dość frywolnych literatur: skoro nie chcą mi ich pisać/tłumaczyć, to nie.

Teraz będę czytać Muminki.