poniedziałek, 6 lutego 2012

Wisława. Notka okolicznościowa.

Z Wisławą mam ten problem, że nigdy nam nie było do siebie po drodze.
Nagle Wisława umarła. Wiem, że nie tak nagle, chorowała, miała 89 lat. Dla mnie nagle, dla mnie wszyscy poeci są nieśmiertelni, nie wyrosnę z tego nigdy.
Powiedziała mi o tym Malwina, w pracy. Jak przekazałam tę wiadomość kolegom w drugim końcu sali, usłyszałam: no to z noblistów został nam tylko Wałęsa.

Potem Internet zrobił się pełen Wisławy, wszędzie Wisława, na fb powstała nawet grupa postulująca kolejną zmianę nazwy Mostu Północnego w Warszawie pod uroczym jakże hasłem: Wisła dla Wisławy. Co za absurd. Taki nie w stylu Wisławy.

W każdym razie odkryłam, że Wisławę mam wszędzie dokoła, że mi się przewija w pisaniu, w czytaniu, w muzyce i zapamiętanych zdaniach. Czy to dlatego, że jest jej w ogóle wszędzie pełno, czy może dlatego, że wędruję takimi ścieżkami literatury i życia, po których, hipotetycznie, Wisława mogła przejść wybiegając swoimi wierszami przed siebie i czas? Czyli nie tak znowu nie po drodze, wynikałoby z tego, nam do siebie. Mnie i jej wierszom.

Zastanawiam się teraz nad charakterem naszej relacji: mojej i jej wierszy i chociaż słabo mi, jak wchodzę na Merlina z zamiarem zakupienia sobie jakiejś książki i widzę TYLKO Wisławę, tak na poważnie zastanawiam się nad przerobieniem dorobku Wisławy pod kątem rozliczeniowym, całościowo. W końcu czyż nie temu służyć powinna śmierć poetki, skoro już nastąpić musiała?