sobota, 15 października 2011

Top Eleven


Top Ten Doctora Who przetoczył się przez blogi jakieś dwa tygodnie temu. Nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem swojej dziesiątki, pozostawieniem jej gdzieś na pulpicie na tydzień czy półtora, dojściem do wniosku, że to bez sensu, bo się nie da, wyrzuceniem pliku do kosza i wyciągnięciem go stamtąd i sporządzeniem prawdziwej, papierowej listy. A potem już tylko usiadłam i uporządkowałam. I mam jedenastkę, nie dziesiątkę. Jedenastka jest równie dobra jak dziesiątka. W komentarzach u fabulitas pisałam, że moja pierwsza trójka pokryje się z jej, ale: okazało się, że niekoniecznie. Powiedziałabym nawet, że może nie wszystko, ale sporo stanęło na głowie. Rozpocznijmy więc od końca.


11/THE GIRL IN THE FIREPLACE

Madame de Pompadour. Uwielbiałam Madame de Pompadour będąc dzieckiem. Wyobrażałam ją sobie jako podstarzałą, zniszczoną kobietę z wielką peruką na głowie, w której to peruce grasują myszy. Madame Pompadour zaś, kobieta w opałach, ratowana  przez Dziesiątego, który niczym książę przybywa na koniu, ogarnia sytuację, a później wraca, ale sześć lat za późno – to jest ładne uzupełnienie mojej wersji. Zepsuty statek kosmiczny z koniem, lustra, które są przejściami czasowymi, sam koncept połączenia statku z życiem Madame de Pompadour dają piękną i straszną bajkę, ze smutnym zakończeniem, bo ktoś, kto Doctora kochał, czekał i, the biggest surprise, nie doczekał się. I to ten właśnie odcinek przekonał mnie do Dziesiątego (The Christmas Invasion obejrzałam znacznie później).



10/THE IMPOSSIBLE PLANET/THE SATAN PIT

Lubię tę historię za jej ostateczność. Ekstremalność. Niemożliwość. Za Oody i naprawdę dobrze napisane postaci, za planetę na krawędzi czarnej dziury i Bestię. Rose jest tu genialna. Nie lubię zakochanych towarzyszek, ale ona tym odcinkiem wynagrodziła mi wszystko, co działo się później. Była wspaniała.


9/VINCENT AND THE DOCTOR

Nie cierpię warstwy fabularnej tego odcinka. Nie podoba mi się, że Słoneczniki zostały dedykowane Amy. Nie lubię niedorzeczności walki z bestią w kościele. Dlaczego więc ten odcinek tu się znalazł? Kolory, Amy płacząca, choć sama nie wie dlaczego, jej podejrzliwość wobec Doktora. I ta jedna scenę, gdy gwiazdy prowansalskiego nieba zamieniają się w obraz Van Gogha. Lubię to, że on jednak popełnia samobójstwo. I zawsze płaczę, kiedy Doctor przywozi Vincenta do Paryża, żeby usłyszał, jak ważna była jego praca. Zawsze. Jak oglądałam tę scenę czwarty raz, również.


8/THE EMPTY CHILD/DOCTOR DANCES

Kapitan Jack Harckness ♥, bombardowany Londyn, jeden z najbardziej przerażających pomysłów, jaki pojawił się w serii, Rose wisząca na linie sterowca w koszulce z Union Jackiem i Dziewiąty. Dziewiąty jest w pewnym sensie moim ulubionym Doktorem. Bo nosi skórę, jest nieokrzesany i trochę łysy, a poza tym ma demoniczny uśmiech. Are you my mummy? przestało śnić mi się po nocach odkąd obejrzałam Blink, ale to nadal jedna z lepszych linijek napisanych dla tego serialu.


7/THE DOCTOR'S WIFE

Czy ja naprawdę muszę pisać, dlaczego? Nie muszę, wiem. Ale napiszę. Śmiałam się do rozpuku. Bawiłam, wybornie. Skonfudowany obecnością Idris Jedenasty – bezcenny. Uroczy. Duet marzeń. Gaiman zrobił to, na co każdy z fan(atyk)ów serialu czekał mniej lub bardziej świadomie – inkarnował TARDIS, dając jej formę ułomną i wybitnie śmiertelną w związku z miejscem, w którym rzecz się stała, ale dzięki czemu historia musiała być dynamiczna i nie zamieniła się w sentymentalne bajania. I naprawdę trudno powiedzieć, kto tu rządzi, kto kogo ukradł i kto jest bardziej sexy.


6/TURN LEFT

Donna. Donna Noble. The most important woman in the whole of creation.
Lubię gdybania, a tu mam aż całe 45 minut gdybania o tym, co by było, gdyby Donna nie spotkała na swojej drodze Doktora. Gdyby Doktor nie spotkał Donny, zginąłby dużo wcześniej i skuteczniej, niż w The Wedding of River Song, a nas ominęłoby dużo dobrej zabawy. Donna jest moją ulubioną towarzyszką, może dlatego, że jest ruda, może dlatego, że niezakochana w Doktorze, a może dlatego, że jest złośliwa. Na pewno przyczyną mojej miłości jest jej mądrość i dystans do Doctora. Coś, czego brakowało mi u Rose, Marthy oraz Amy Pond. 


5/THE GIRL WHO WAITED

Lubiłam małą Amelię Pond. Z Amy Pond mam problem. Amy Pond 36 lat starszą pokochałam od pierwszego zdania. Amy Pond 36 lat starsza jest wszystkim, czym mogłaby być Amy Pond, gdyby miała trochę oleju w głowie. Jest fascynująca, prawdziwa, ma wspaniałą, silną osobowość i czekała tak długo, aż jej cierpliwość się skończyła. Jest prawdziwą kobietą, która w tej bajce nie może istnieć, dlatego zostaje na Apalapuchii, dlatego każe siebie tam zostawić. Uwielbiam ten paradoks, którego nawet TARDIS znieść nie może, uwielbiam Rory'ego, którego wyraźnie przytłaczają dwie Amy, uwielbiam szorstkość Amy 36 lat starszej i macarenę w jej (ich) wykonaniu. I płakałam, kiedy Amy 36 lat starsza zabroniła wpuścić siebie do TARDIS. I nawet wyświetlenie Ziemi niczego nie popsuło. 


4/BLINK

Timey-wimey, wibbly-wobbly stuff, Weeping Angels, czyli najbardziej przerażające potwory, jakie w życiu widziałam, mało Doktora, ale jeszcze mniej Marthy, odcinek, który rozwija się w sposób absolutnie fascynujący i który cały jest oparty na jednej postaci, Sally Sparrow, poszukującej swojej zaginionej przyjaciółki. Nigdy się tak nie bałam, jak oglądając Blink, nigdy wcześniej ani nigdy później (może dlatego, że to najbardziej przerażający (mnie) odcinek Doktora, a straszniejszych rzeczy niż Doctor nie oglądam ze względu na moje serce). Mistrzostwo. No i uwielbiam Carrey Mulligan. Nie mam nic więcej do dodania.


3/HUMAN NATURE/THE FAMILY OF BLOOD

Jedyny odcinek z Marthą obecną pełnowymiarowo, który zniosłam bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że wylądował aż na drugim miejscu. Lubię przedmioty, a tu mamy i zegarek, i niebieski dziennik snów, które wcale nie są snami, ale tylko my i Martha o tym wiemy, i czerwony balonik, a poza tym świetną historię, najtrudniejsze pytania, na które Doctor musi odpowiedzieć,  no i cały wątek niemieszczenia się Marthy w rolę, która jej przypadła. Ta historia jest pełna Doctora, chociaż tak naprawdę go wcale nie ma, bo jest John Smith. Oraz przerażające zakończenie. Tygryski lubią takie przysmaki.


2/WATERS OF MARS

Im bardziej mi się podoba, tym mniej mam do powiedzenia. Nie ma towarzyszki, jest za to fixed point i Time Lord Victorious, który musi zmierzyć się z własną dumą, egoizmem i przekonaniem o nieomylności, do czego zmusza go Adelaide - szefowa Bowie Base One, pierwszej ziemskiej bazy na Marsie. Adelaide, która  daje Doctorowi gorzką lekcję pokory. Oczywiście nie ma to żadnego przełożenia na przyszłość, ale chyba właśnie za to też kocha się Doctora. 


1/SILENCE IN THE LIBRARY/THE FOREST OF DEAD
Dziesiąty, Donna, River, planeta-biblioteka, Vashta Nerada and spoilers! 



Nie ma tu Impossible Astronaut ani Lodgera i zabrakło Rory'ego i Runaway Bride. Mało też Jedenastego, którego naprawdę bardzo lubię, ale on chyba nigdy nie będzie podróżował z nikim innym, niż Amy... Cóż.

W każdym razie: mój top eleven jest jaki jest. Ciekawe, jak będzie zmieniał się w czasie.